DROGA DO SŁAWY TFURCZEGO FELIETONISTY – felieton

Zaczęło się od porażki. Od bólu, cierpienia i upokorzenia… Chociaż nie, przepraszam. Najpierw było całkiem przyjemnie. TFUrczy felietonista był wolny. Czuł wiatr w żaglach, skrzydłach i ramionach. Wszystko na raz. Wiedział, że zaraz dojdzie do celu. Że jego marzenia zaraz się spełnią. Że zaraz wszystko się zmieni i w końcu będzie szczęśliwy. Wystarczy odrobina wysiłku by dotrzeć do Centrum i zdobyć… wyśnionego… cieplutkiego… chrupiącego gofra z czekoladą! Należało tylko dać te przysłowiowe 5 złotych i wyciągnąć po niego rękę do sprzedawcy. I oto ON znalazł się w rękach felietonisty. Marzenie spełniło się… i nagle wszystko runęło. O Matko Marysienko Jedyna Moja! Zostały 2 minuty i 16 sekund. Właśnie tyle czasu felietonista miał na dotarcie do ośrodka, gdzie jego drużyna rozpoczynała zebranie. No cóż, biorąc pod uwagę fakt, że z reguły pokonanie odcinka pomiędzy miejscem docelowym, a tym w którym obecnie się znajdował zajmuje dobre 2 kwadranse czas ten był porównywalny do kropli wody wśród ocenu. Nie zważając na te trudności dzielny felietonista pobiegł galopem w kierunku swojej bazy. Dotarł tam w 13 minut, ale niestety nikt nie pogratulował mu tego wyczynu. I tu właśnie wracamy do momentu bólu, cierpienia i upokorzenia. Pomijając jednak te brutalniejsze fragmenty (nie musicie mi dziękować), dostał za karę pewną misję. Otóż musiał napisać TFUrczy felieton. Trzeba przyznać, że początki nie były łatwe, ale gdy historia ta zatoczyła koło kilkanaście razy, stał się wręcz mistrzem w tej dziedzinie. Ponieważ nie chciał by o jego trudzie, wysiłku i staraniu słuch zaginął, postanowił pod koniec obozu zebrać całą swoją TFUrczość w jeden zbiór i wydać książkę. Wkrótce stało się to bestsellerem i tak zapukała do jego drzwi sława. No dobra. Ta opowieść nie była do końca oparta na prawdziwych wydarzeniach. Jednak zawierała pewne ziarno prawdy. Dlatego TFUrczy felietoniści, teraz apel do was. Takie zakończenie może spotkać każdego z was. To może być wasza historia. Nie przejmujcie się więc swoimi potyczkami, ale patrzcie na przykrości z perspektywą lepszego jutra.