13go lipca odbył się bankiet Igo turnusu. Tym razem w formule garden party.
Miały na nim miejsce niebywałe sytuacje. Gościliśmy delegacje kilku mocarstw, których to spotkanie na szczycie miało szansę wpłynąć na losy świata.
Dowiedz się więcej
Bez kategorii
Felieton chrzestny – „Jak poznałem waszą matkę?”
To był pozornie zwykły dzień. Łazienka, prysznic, zęby, ubrania, śniadanie, i jak to na wakacjach nad morzem, plaża. Gorąco. Ktoś krzyczy, woła o pomoc. Dziewczyna. A plaża niestrzeżona. Wstaję, energicznie rozglądam się – i znajduję. Długowłosa, szczupła blondynka. Nie zastanawiam się. Biegnę. Mówiłem, że jest gorąco? Teraz jest przyjemnie chłodno. Płynę, tak szybko jak potrafię. Już jest, już przy mnie. Łapię ją za klatkę piersiową i płynę na plecach do brzegu. Zmęczenie, coraz bardziej mnie ogarniające. Nie dam radę. Albo dam. Już niedaleko, już przy brzegu. Ciągnę. Ją ciągnę. Na piasek. Chwila oddechu. Albo i nie. Nie oddycha. Przystępuję do sztucznego oddychania. Jaka ona piękna. Okalam jej usta swoimi ustami. Jeszcze przed chwilą było mi przyjemnie chłodno. W środku już się grzeję. Nie tracić głowy. Tylko dwa wdechy ratownicze, trzydzieści uciśnięć. Wykonuję. Jeszcze nie oddycha. Powtarzam. Wciąż nic. No dalej, no! Już trącę siły, ale ona w końcu odkrztusza wodę i bierze głęboki oddech. Otwiera oczy. Niebieskie. Patrzę jej w te oczy głęboko. Już otwiera usta. Już słyszę „Mój bohaterze! Jak ja ci się odwdzięczę?”. I wtedy powiedziała: „Weź przestań trzymać mnie za cycki, zboczeńcu jeden! Mój ojciec jest gliniarzem, wiesz?! No żesz puszczaj mnie! ”. I dostałem w nos tak, że aż mnie zamroczyło i poleciała krew. I w ten oto sposób, drogie dzieci, poznałem waszą matkę.







