Potęga po godzinach: Najwyższa jednostka świata

Mało było przypadków, gdy człowiek został poddany sztucznej selekcji. Jednym z tych przypadków jest historia gwardii gigantów. Za tą pruską jednostką ciągnie się ciekawa opowieść. Wyjątkowa i nieco smutna, jednak na pewno ciekawa.

Pułk został sformowany w 1675 roku w sile dwóch batalionów (około 1000 do 1400 ludzi) przez księcia Pruskiego Fryderyka I, a dowódcą pułku został jego syn Fryderyk Wilhelm I. Po śmierci ojca jego syn postanowił wzmocnić militarną siłę Prus. Była to jego największa przyjemność. Szczególnie upodobał sobie 6. pułk Piechoty, czyli ową gwardię gigantów. Żeby się do niej dostać, trzeba było mierzyć ponad 1.80 metrów. Im większym się było, tym wyższy stawał się żołd. Jej członkowie dostawali też najlepsze kwatery w całych Prusach oraz pełnowartościowe jedzenie.

Jednak służba w 6. pułku to nie były same fiołki i róże: głównie przez to, że oddział podlegał właśnie samemu Wilhelmowi I. Nie było to dobre, ponieważ król miał dziwną fiksację na punkcie gigantów. Uwielbiał osobiście ich trenować oraz podziwiać na paradzie. Parady pułku były organizowane nie tylko po to, by wzbudzić podziw wśród zagranicznych gości, ale też ku uciesze samego Wilhelma. Kiedy elektor źle się czuł, zwoływał paru gigantów, którzy mieli go podnieść na duchu. Wilhelmowi jednak samo posiadanie całego pułku nie wystarczyło i chciał zwiększyć jego członków. Robił to dzięki tzw. łożu do rozciągania. Dzięki temu dany mężczyzna miał być jeszcze większy. Wilhelm jednak przestał używać tej metody po tym, jak paru gigantów zginęło. Król Pruski był znany jako człowiek o bardzo krótkiej cierpliwości. Gdy tylko ktoś się z nim nie zgadzał, od razu zaczął go bić laską. Dotyczyło to zarówno jego sług, jak i dzieci. Możliwe że paru gigantów dostało parę razy po głowie.

Powiedzmy teraz o samych metodach, jakich używano, by zrekrutować ludzi do pułku. Wielu żołnierzy zostało po prostu porwanych z innych części świata i siłą zaciągniętych do oddziału. Tak zdarzyło się w przypadku Irlandczyka Jamesa Kirklanda. Został zatrudniony jako lokaj do pruskiej ambasady, skąd porwano go i zmuszono do wstąpienia do pułku. Znaczna część żołnierzy była swego rodzaju prezentem, który Wilhelm dostał od innych władców. Wielu monarchów w celu wytworzenia dobrych relacji z Prusami wysyłało swoich wysokich żołnierzy. Najciekawsze była właśnie ta sztuczna selekcja. Wysocy żołnierze byli zmuszeni, by mieli dzieci z kobietami o podobnym wzroście, aby ich dzieci były jeszcze wyższe i mogły służyć w pruskiej armii. Możliwe, że urodziły się w ten sposób całe dwa pokolenia gigantów. Jest to jedyny przypadek w historii, kiedy to człowiek został poddany sztucznej selekcji takiej jakiej możemy zaobserwować u zwierząt hodowlanych.

Co się ostatecznie stało z XVII-wieczną jednostką? Cóż, po śmierci Wilhelma I i przejęcia tronu przez Fryderyka II Wielkiego pułk został zdegradowany do jednego batalionu, czyli ok. 500 ludzi. Grenadierzy za rządów Fryderyka zostali też użyci do czegoś więcej niż paradowania, a mianowicie do walki jak reszta armii. Walczyli w wojnie o sukcesję austriacką oraz w czasie wojny siedmioletniej. Ostatecznie pułk został rozwiązany w 1806 roku. Słuch o żołnierzach przepadł na dobre.