Ciało (nie)pozytywni, czyli czy mam prawo mieć rozstępy

Tekst nagrodzony w konkursie dziennikarskim Potęga Prasy 2021.

Wchodzę na Instagrama. I w momencie zastanawiam się nad włożeniem okularów przeciwsłonecznych, bo blask tych pięknych, idealnych, złocistych ciał jest porównywalny do oślepiającego słońca. Ryzykuję i przeglądam dalej. Te niezwykle pozy, gładka skóra, boskie twarze bez ani jednego widocznego pora i zmarszczki. Smukłe ciała, wcięcia w talii jak u królowej pszczół, idealnie zarysowane wszystkie kształty. A potem wstaję. Podchodzę do lustra. I patrzę. Chwila pełna konsternacji i dramatycznej ciszy. Co za masochizm patrzeć na tak nieidealne ciało. Na ramionach dziwne przebarwienia, na brzuchu trochę za dużo tego, czego według przeglądanych zdjęć nie powinno być, bo to czysta zbrodnia, na udach jakieś dziwne paski… Zaraz, to się jakoś nazywało, o właśnie, rozstępy! Dlaczego mam rozstępy?! Pani modelka ich nie miała. A ja jakaś taka niewymiarowa, tu za dużo, tu za mało, tu by się przydało uciąć, a tam powiększyć. No i odchodzę od lustra. I siadam. I jak to ja zaczynam płakać nad tym ciałem, niesprawiedliwym losem, który ukradł moje piękno i oddał pani “jestemidealnazrobięsobiezdjęcie”. Płaczę, bo zdjęcia pokazały mi, że powinnam płakać.

Wychowuję się w czasach, w których musimy normalizować wygląd ciała. W których nastolatka zastanawia się czy ma prawo mieć rozstępy. W którym musimy udowadniać, że coś normalnego jest normalne. Media społecznościowe mają tak mocny wpływ na nasz światopogląd, że staramy się biec za coraz nowszymi i bardziej absurdalnymi trendami, młode dziewczyny jedzą larwy tasiemca, żeby osiągnąć idealną wagę albo wycinają sobie żebra, bo mają za małe wcięcie w talii. Brzmi jak abstrakcja. Ale to jest rzeczywistość. Zapominamy, że istnieje photoshop, zapominamy, że zdjęcia, które widzimy, nie pokazują prawdy. Pokazują wyimaginowane ideały.

Naprzeciw temu zjawisku wyszło wiele nurtów, które miały na celu pokazanie jak wygląda prawdziwe, zwykłe ciało. Wszelkie akcje “body positive” próbowały pomóc ludziom oswoić się z własnymi ciałami i je zaakceptować. Tylko szkoda, że znów skupiamy się na ciele. Koło się zatacza. Oceniamy je, podziwiamy osoby, które nie boją się pokazać siebie, mimo że znacznie odbiegają od absurdalnych “norm”. Ale w drugą stronę, jesteśmy w stanie skrytykować osoby, które mimo tego “wpisania w normy” mają kompleksy. “Wrzucasz to zdjęcie dla popularności, przecież masz świetne ciało, krzywdzisz tak osoby, które naprawdę mają problemy”. Coś chyba poszło nie tak, prawda?

Szczerze mówiąc, jestem lekko przerażona. Dobra, słowo “lekko” jest zdecydowanie zbyt delikatnym określeniem na poziom mojego przerażenia. Jestem w szoku. Jestem niesamowicie zaniepokojona. Kiedy doprowadziliśmy do stanu, w którym musimy pokazywać, że niedoskonałości na skórze są czymś normalnym? Kiedy zaczęliśmy szufladkować, mówić kto co może nosić, a czego nie może?

Byłam kiedyś świadkiem pewnej bardzo niepokojącej sytuacji. Szłam sobie ulicą ze znajomymi. Obok nas przechodziły dwie dziewczyny. Jedna z nich, z figurą “jabłko” była ubrana w krótkie szorty i top odsłaniający brzuch. Nie miała “instagramowego” ciała, wcięcia w talii i tak dalej, chociaż na mój gust i tak była śliczna. I wtedy usłyszałam magiczne słowa padające z ust mojego kolegi “przy takim ciele nie powinna wkładać takich rzeczy, są jakieś granice estetyki, to jest po prostu niesmaczne.”. Moja pierwsza myśl? “To ty i twoje zachowanie są niesmaczne królu estetyki”. Bo przepraszam bardzo, ale jakim prawem ktokolwiek ma komukolwiek mówić jak ma się ubierać? Czemu ktokolwiek ma mnie oceniać przez moje ciało? Przekreślać? Szufladkować? Oprócz ciała mamy jeszcze umysł i moim skromnym zdaniem to on jest najistotniejszy.

Zresztą, przytoczona przeze mnie sytuacja jest jedną z wielu. Ja również spotkałam się z podobnymi uwagami. “Wow, podziwiam, że jesteś taka odważna i włożyłaś ten kostium!” “To super, że nie wstydzisz się swojego ciała”. Mimo, że niektóre z nich mogą mieć pozytywne zabarwienie, to i tak są krzywdzące. Dlaczego? Bo utrwalają wszystko, czego utrwalać się nie powinno.

Ciało się zestarzeje. Nieważne ile efektów nałożymy, iloma filtrami spróbujemy to przykryć. Po prostu się zestarzeje. Nie będziemy idealni. Ale możemy być sobą. I dobrze się czuć. Ludzie, którzy nas oceniają kiedyś odejdą, nigdy nie zostaną na całe życie. A my sami ze sobą owszem. Znam swoją wartość. Znam moje wady i zalety. Znam moje ciało. Wszystkie niedoskonałości, przebarwienia, rozstępy, cellulit. Wszystko. I akceptuję to. Kocham samą siebie. Bo dopóki tego nie zrobimy, nie damy się pokochać innym. Przestańmy żyć w wyidealizowany, nieprawdziwym świecie. Zacznijmy żyć tu i teraz. Zdrowo i z miłością do samego siebie.

Zuza Ciołczyk